Autobusy elektryczne w zimie i agregat dieslowski – wyjaśniamy.
W ostatnim grudniu 2021 w sieci popularne było nagranie autobusu elektrycznego, za którym pojawiały się kłęby czarnego dymu… To efekt zastosowania agregatu dieslowskiego do ogrzewania przestrzeni dla pasażerów, rozwiązanie stosowane na specjalne zamówienie w starszych konstrukcjach elektrycznych. Wyjaśniamy skąd się wzięło i dlaczego takie autobusy elektryczne odchodzą do historii.
Czy rzeczywiście autobus elektryczny może mieć rurę emitującą spaliny? Odpowiadamy: tak, to jest możliwe, choć na szczęście takich obrazków będzie coraz mniej. To element dodatkowego agregatu zamawianego przez część odbiorców.
Jakie mogą być przyczyny tego, że podczas jazdy autobusu elektrycznego pojawiają się za nim spaliny znane z pojazdów z napędem konwencjonalnym? Generalnie tylko jedna: spadek temperatury powietrza wymuszający uruchomienie systemu ogrzewania wnętrza autobusu.
Podobnie jak w każdym innym pojeździe służącym do przewozu osób, wraz z spadkiem temperatury otoczenia konieczne jest podgrzewanie przestrzeni pasażerskiej aby zapewnić odpowiedni komfort podróżowania. Stosowany w starszych modelach autobusów elektrycznych system ogrzewania oparty jest na systemie nadmuchu powietrza ogrzewanego małym agregatem dieslowskim, rzadziej benzynowym. Dlaczego stosowano jeszcze całkiem niedawno takie rozwiązanie? Ponieważ producenci systemów ogrzewania troszkę przespali wejście na rynek elektrobusów i nie przygotowali na czas wydajnych systemów elektrycznych.
Dopiero od dwóch – trzech lat czołowi producenci takich systemów oferują rozwiązania wykorzystujące możliwości oferowane w elektrobusach: czyli zasilanie napięciem rzędu 400V przy jednoczesnym zapewnieniu jak najmniejszej konsumpcji energii. Musimy pamiętać, że energia elektryczna w takim systemie czerpana jest wprost z baterii trakcyjnych. Mało efektywny system, pobierający dużo energii, znacząco wpływał na ograniczenie zasięgu takich autobusów w okresie niskich temperatur. Dlatego też wielu operatorów/przewoźników decydowało się nie na system elektryczny, ale na dużo tańszy system oparty na nagrzewnicach spalinowych. W autobusach najczęściej spotkamy nagrzewnice zasilane olejem napędowym. Zużycie paliwa w takiej nagrzewnicy jest oczywiście niezbyt duże, sięgając maksymalnie 1,5l/h. Jednak z uwagi na fakt, że nagrzewnica zazwyczaj nie jest wyposażona w systemy oczyszczania spalin (tak jak silnik dieslowski) typu filtr DPF i katalizator, spaliny wyglądają tak, jak na omawianym obrazku.
Na szczęście obecnie oferowane systemy ogrzewania przestrzeni pasażerskiej oparte na wykorzystaniu wysokonapięciowych systemów zasilanych z baterii trakcyjnych są już dużo bardziej dopracowane i bardziej energooszczędne. Dzięki temu nie wpływają znacząco na zasięgi elektrobusów w okresie niskich temperatur. W ostatnim czasie pojawiły się w ofercie wiodących firm systemy ogrzewania elektrycznego w połączeniu z pompą ciepła (z czynnikiem CO2). Dzięki temu pobór energii z akumulatorów trakcyjnych został jeszcze bardziej ograniczony. Zatem widok „dymiącego” elektrobusu będzie coraz rzadszy, a za kilka lat stanie się historią.