[WYWIAD] Christina Bu, Prezeska Norsk Elbilforening, norweskiego stowarzyszenia użytkowników samochodów elektrycznych
Norwegia to kraj długich mroźnych zim i stromych gór. Można by pomyśleć, że jest to najmniej przyjazne miejsce dla samochodów elektrycznych. Mimo to właśnie to skandynawskie państwo jest światowym liderem w zakresie udziału pojazdów elektrycznych. Obecnie ponad 80 proc. sprzedawanych nowych samochodów to samochody elektryczne, a ponad 23% wszystkich pojazdów poruszających się po norweskich drogach to pojazdy z wtyczką (bateryjne lub hybrydy plug-in). Co stoi za sukcesem elektromobilności w Norwegii i jaką rolę pełni norweskie stowarzyszenie użytkowników samochodów elektrycznych? O tych właśnie tematach Agata Rzędowska rozmawiała z Christiną Bu, szefową „Norsk Elbilforening” (Norweskiego Stowarzyszenia EV), którym kieruje dziewiąty rok.
Norsk Elbilforening
Norweskie Stowarzyszenie EV to szybko rozwijająca się organizacja pozarządowa i zrzeszająca konsumentów. Zatrudnia ponad 50 pracowników i ma ponad 120 000 członków – kierowców samochodów elektrycznych z całego kraju. To czyni ją największą na świecie organizacją kierowców pojazdów elektrycznych. Organizacja odgrywa ważną rolę zarówno w kraju, jak i za granicą, jeśli chodzi o promowanie przejścia na mobilność elektryczną i współpracuje z organami rządowymi, przemysłem i innymi organizacjami.
Agata Rzędowska: Kraj o powierzchni większej niż Niemcy, zamieszkany przez około 5,5 mln ludzi. Zimny i górzysty. To nie jest idealne miejsce dla samochodów elektrycznych.
Christina Bu: Tym bardziej nie jest to miejsce, gdzie mogłaby się wydarzyć pewna rewolucja na drogach. A jednak się wydarzyła!
Agata: A ta rewolucja to rekordowe wyniki sprzedaży aut elektrycznych. 8 na 10 nowych kupowanych w ostatnim roku samochodów to auta na prąd. To nie wydarzyło się z dnia na dzień.
Christina: To prawda. Na dzisiejszy sukces pracowaliśmy latami. 10 lat temu udział elektryków w rynku wynosił zaledwie 3 proc.
Agata: To tyle ile dziś w Polsce.
Christina: Dobry początek.
Agata: Jak często słyszysz zarzut, że wam się w Norwegii udało, bo jesteście bogatym krajem?
Christina: Bardzo często. Zapomniałaś dodać, że dorobiliśmy się na ropie. Inni tak nie mają. Słysząc takie argumenty mówię, że u nas też rządzi ekonomia.
Agata: A jak trafiłaś do Stowarzyszenia?
Christina: Dla mnie wszystko zaczęło się w 2007 roku, wtedy usiadłam za kierownicą Think City – jednego z niewielu aut produkowanych w Norwegii. Nie mamy się tu czym pochwalić. W 2011 roku prowadziłam Nissana Leaf – wtedy przekonywano mnie, że elektromobilność nie ma sensu. Ja z kolei nabierałam pewności, że właśnie ma sens i czeka nas rewolucja. Patrzyłam na elektryczną mobilność, jak na rozwiązanie problemu emisji CO2 z tego sektora. Jeśli odpowiada on za 20 proc. globalnych emisji, a na rynku pojawia się narzędzie by z nimi walczyć to trzeba go użyć.
Agata: Teraz wystarczyło wymyślić sposób jak przekonać do pojazdów zasilanych odnawialną energią masowego odbiorcę.
Christina: Właśnie dlatego w 2014 roku objęłam stanowisko liderki w Norweskim Stowarzyszeniu EV. Była nas wtedy szóstka na pokładzie, cała organizacja liczyła 10 tys. członków. To były osoby rozsiane po całym kraju, które już miały samochody elektryczne. Samo stowarzyszenie powstało w 1995 roku za sprawą grupy aktywistów środowiskowych i nerdów technologicznych. Naszym celem było przekonanie polityków i opinii publicznej o tym, że samochody elektryczne mogą przyczynić się do redukcji emisji CO2.
Agata: Kij czy marchewka ? Jak zamierzaliście przekonać ludzi do elektryków?
Christina: Podatkami. Tutaj mieliśmy już duże i długie doświadczenie. Nowe auta były u nas zawsze mocno opodatkowane. VAT na samochody to 25 proc. Politycy już w latach 90-tych wpadli na to, że robiąc pewne wyjątki w opodatkowaniu, wyłącznie dla aut zeroemisyjnych, można zachęcić ludzi do ich kupna. Opodatkowując to czego nie chcemy – w tym wypadku samochody spalinowe, mamy pieniądze na promocję tego czego chcemy i potrzebujemy – samochodów elektrycznych. Także finansowanie publiczne elektromobilności w Norwegii odbywa się właśnie w ten sposób, nie dopłacamy do tego z zysków ze sprzedaży ropy czy gazu.
Agata: Koszty dla budżetu były marginalne. Wtedy właściwie nie było z czego wybierać.
Christina: No był Think City. Musiało trochę czasu upłynąć żeby pojawiły się na rynku samochody Nissana, Tesli czy innych firm. Przełomowy był rok 2010. Opodatkowanie zgodne z zasadą „zanieczyszczający płaci” szybko zaczęło przynosić wtedy rezultaty. Udało nam zrównać ceny samochodów elektrycznych – droższych – z tradycyjnymi (tańszymi) spalinowymi. Nie można przecież oczekiwać od obywatelek i obywateli, że będą kupować drogie samochody wyłącznie imię ochrony środowiska.
Agata: Tym bardziej kiedy sprzedaje im się coś czego nie znają.
Christina: Oczywiście. Trzeba się nauczyć samochód ładować, doświadcza się „range anxiety”. Musieliśmy wymyślić formułę, w której uda się szybko przejść z fazy early adopters do mass market.
Agata: Dla mnie dużym zaskoczeniem jest to, że od lat 90-tych nikt, żadne ugrupowanie będące u władzy, nie zmieniło kierunku, nie zrezygnowało z tej polityki fiskalnej.
Christina: Politycy, z różnych ugrupowań, odegrali tu naprawdę ważną rolę. Po pierwsze implementacja całego systemu była w ich rękach, po drugie dialog ponad podziałami, właśnie po to żeby już nie zejść z raz obranej ścieżki. Z drugiej strony trzeba także budować świadomość społeczną. I tym także się zajęliśmy.
Agata: Z kolei w użytkowniczkach i użytkownikach mieliście prawdziwe wsparcie, solidnych ambasadorów.
Christina: Tak, docenialiśmy to jaką pracę wykonują. Świecili przykładem. Dzięki temu, że przybywało członków organizacji mogliśmy zwiększyć zatrudnienie. Budować silniejsze koalicje i zwiększać swoje zaangażowanie. Dziś jesteśmy największą tego typu organizacją na świecie. 120 tys. osób płaci składki. Mamy wolontariuszy w całym kraju, organizacja zatrudnia już 50 osób.
Agata: Kiedy pojawił się rok 2025 – jako graniczna data dla sprzedaży nowych samochodów spalinowych?
Christina: Mniej więcej 6 lat temu. Ten ambitny cel – Norwegia ma się stać pierwszym krajem na świecie, który pożegna się w taki sposób z samochodami spalinowymi – wymagał dobrego przygotowania. Politycy się nie wyłamali.
Agata: Mogliście odetchnąć w spokoju.
Christina: Nie do końca. Od tego czasu co chwilę wraca debata na temat wyjątków i systemu wsparcia, pojawiają się propozycje złagodzenia polityki fiskalnej. Także wciąż mamy ręce pełne roboty. Rok 2025 wciąż przed nami.
Agata: Można powiedzieć, że kraje unijne będą wam deptać po piętach. Nas będzie obowiązywał 2035 rok.
Christina: Tak, kibicowaliśmy Unii żeby tę regulację przyjęła. Wpisanie 100 proc. redukcji emisji z nowych samochodów to dobra i potrzebna decyzja. Dzięki jasno obranej drodze nam też jest łatwiej, bo my kupujemy to co zostanie przez duże koncerny wyprodukowane. A te były zachęcane do działania przez Brukselę. Tutaj też widać, że trzeba było nacisków z różnych stron, by przyklepać zmianę.
Agata: Powiedziałaś kiedyś, że Norweżki i Norwegowie nie są bardziej wrażliwi na środowisko. Tylko po prostu umieją dobrze liczyć i korzystają z przyjaznych portfelowi i domowemu budżetowi polityk i podatków.
Christina: Tak, wciąż uważam, że to jest tak proste. Dzięki odpowiedniej polityce podatkowej, a nie wprowadzaniem zakazów i nakazów osiągniemy cele redukcyjne. Uważam, że jeśli udało się to osiągnąć w Norwegii, można to osiągnąć wszędzie.
Rozmawiała: Agata Rzędowska